wtorek, 8 lipca 2014

11. Kaśka

Kilka chwil po ostatnim poście dostaliśmy pyszną kolację u templariuszy.
Do naszego okrągłego stolika dosiadla się trójka francuskich seniorów- Kaśka (61 l.), Eryk (62 l.) i Daniel (55 l.) oraz młoda Amerykanka Bernadette (24 l.) fejsowo przypominająca młodą Maryske Szarapowa ;)



Ubaw z seniorami był przedni! Zapowiadało to już ich poszukiwania sangrijiiiii przy barze :D
Choć nasz stolik przypominał istna wieżę Babel, rozumielismy się bez słów. Madamme Catherine gestykulacja i mimika przypominała nam Louisa de Funesa :P
Śpiewała piosenki Edith Piaf niczym prawdziwa artystka.
Niestety noc,  a dokładnie łóżka były najgorszymi podczas całego camino.  Żadne z nas nie zmruzylo oka nawet na chwilę.  Nie dość,  że pokój jak na 10 osób był potwornie malutki,  to górne łózka jakie dostaliśmy nie miały żadnych zabezpieczeń z boku.  Trzesly się jak osika na polu.
Kaśka ze względu na głośne chrapanie spala na korytarzu .
Poranek choć chłodny,  podarował nam piękny dzień, czego zwiastunem było pole pełne slonecznikow.
Jeden z nich dzięki kreatywności jakiegoś pielgrzyma,  uśmiechał sie do wszystkich.


Jedząc pierwsze śniadanie w małej kawiarence przy szlaku (największa kawa w Hiszpanii jaką piliśmy) poznaliśmy Amerykanke z córką Julią, której mama pochodzi z Biecza.
Przy wejściu do Sahagun udało nam się zrobić fotkę znaną z profilu naszego bloga (niesamowite uczucie bycia odkrywca :P).


Noc spędziliśmy w alberdze La Laguna w El Burgo Ranero, gdzie nocowala nasza...francuska Kaśka :D
W tej też alberdze pierwszy raz sami robiliśmy obiad (kuchnia otwarta  dla wszystkich pielgrzymów).
Zapach naszego makaronu z owocami morza rozniosl sie na całą okolicę i zwabil do nas Kaśke na wino Peregrino :)
Znów dzięki niej smiechom i chichom nie było końca.  Swoimi gestykulacjami i minami doprowadzala nas do łez radości.

Dzięki mega wygodnym lozkom sen był niesamowicie przyjemny,  zwłaszcza,  że w naszym pomieszczeniu spało tylko 8 osób.


Nasze wtorkowe camino, podobnie jak poprzedniego dnia prowadziło kamienista ścieżka wzdłuż bardzo rzadko uczeszczanej jezdni.  Cień gdzieniegdzie rzucały na nas młode jeszcze drzewa "moro" (ich kora jest w zolnierskie łaty).
Na trasie kilkakrotnie mijalismy wrednego Australijczyka. Mimo, iż jest to jego 14  pielgrzymka, serce i kulturę zostawił na Antypodach (nigdy do nikogo nie powiedział buen camino i nie odpowiadał na powitania).
Jak zwykle zajadajac czereśnie mijalismy kolejne wioski i miasteczka.
Dziś Jakub pozwolił nam dotrzeć do Arcahueja i niewielkiej ale klimatycznej albergi El Torro.
Kąpiele i pranie uczynione. Comida (obiad)  po winie się trawi, a nasze zmęczone ciała pragną snu jak kania dzdzu ;)

A jutro śniadanie w Leon- kolejnym po Burgos big city.

Buen camino for all ♥♥♥

1 komentarz: