wtorek, 29 listopada 2016

48. Lizbona- miasto wypalone na płytkach azulejos

14-18 listopada 2016




"Kto nie widział Lizbony, nie widział rzeczy cudnej"- mawiają Portugalczycy i chyba mają dużo racji.







Kolejnym miejscem na ziemi do którego na kilka dni zaglądnęłą Jedynka i Dwójka, była właśnie Lizbona. Miasto kawy i kawiarenek, pysznych pasteis de nata, azulejos i starych tramwajów. I na tym zapewne moglibyśmy zakończyć ten post, dodając kilka zrobionych fotek.



Lizbona to miasto tak piękne i tak różnorodne, że nie sposób opisać je w kilkunastu zdaniach. Widok z tarasów widokowych na starą część miasta-Alfama- robi "kosmiczne" wrażenie. Jeśli dodać do tego samoloty lądujące co kilka minut nad naszymi głowami to w głowie mamy mętlik. Nowoczesność połączona z historią zaskakuje turystę na każdym kroku. No ale od początku.

Polskę opuszczaliśmy ze śniegiem na południu kraju a Lizbona przywitała nas pięknym lazurowym niebem i mega ciepłym słońcem. Już na lotnisku Jedynka odpinała kożuch ze swojej kurtki a Dwójka chowała szalik i rękawiczki do walizki:)



Dzięki zapobiegliwości Dwójki szybko odnaleźliśmy się w metrze ( polecamy zakupić w metrze przy lotnisku kartę 7 Colinas i od razu doładować za 10€, dzięki czemu przejazdy metrem, tramwajami i elevadorem są naprawdę tanie) i szybko dotarliśmy do naszego hostelu.
Chyba jeszcze nigdy w naszych dotychczasowych wędrówkach tak szybko nie odnaleźliśmy miejsca swojego nocowania :)

Hostel jak to hostel - nie wymagamy luksusów więc ocenę dajemy pozytywną. Tanio (8 noclegów za 50 €!!), czysto i klimatycznie. Jak ktoś chce podajemy nazwę: So Far, so Homey. Po rozpakowaniu i nałożeniu lżejszych ciuchów (a dokładnie to ściągnięciu grubych) wyruszyliśmy na zwiedzanie. Mapa była nam potrzebna przez pierwsze kilka minut. Potem kierowaliśmy się instynktem zwiedzacza i...zapachem. Tak, tak. Jedynka jak jest głodna to jest zła. Niepozorna z przodu restauracja ugościła nas luksusem wewnątrz i pysznym obiadem. A widok z okien był balsamem dla zmęczonego ciała.



Popołudnie i wieczór spędziliśmy na szczątkowym zwiedzaniu miasta. Przymusowa kawa i pieczone na ulicy kasztany były rozkoszą dla podniebienia.

Kolejne dni to zagłębianie się w miasto i odkrywanie kolejnych smaczków.

MIEJSCA

Ciężko powiedzieć co zrobiło na nas największe wrażenie (nie licząc upalnej pogody). Oboje zgodnie uznajemy, że wycieczka tramwajem 28 to frajda, którą zapamiętamy do końca swego życia. Za jedyne 1,20 € można zobaczyć to, co w Lizbonie jest najpiękniejsze. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tej trasy nie przeszli też piechotą. Wskazówkami dla nas były tory tramwajowe :)















Z innych smaczków turystycznych Jedynka wybiera zdecydowanie widok na starą część Lizbony ze słonecznego tarasu, Dwójka zaś kawiarnię Brasileira oraz Pasteis de Belem- klimatyczne, stare i historyczne już miejsca (rocznik 1905 oraz 1837)

Takich kultowych miejsc jest w tym mieście multum. Wiekowy sklep handlujący świecami, pierwsza na świecie (!!!!) księgarnia Bertrand, pijalnia Ginjinha z legendarną wiśniówką sprzedawaną "na kieliszki", katedra SE, klasztor Hieronimitów, te miejsca można mnożyć i mnożyć.


Monumentalne i historyczne świątynie, które pokochaliśmy, mocno kontrastują z innym miejscem.

Najzabawniejszym punktem naszego zwiedzania, jakie odwiedziliśmy był sklep z puszkami sardynek. Puszki specjalne, bo oznakowane rokiem twojego urodzenia. Sympatyczna pamiątka z sympatycznego miejsca, które przypomina wesołe miasteczko. Wszystko kolorowe, uroczo tandetne i dzięki temu tak radosne.






Nie wspomnieć o małych kawiarenkach, to tak jakby nic nie powiedzieć o Lizbonie. Są na każdym kroku idealnie wkomponowane w przestrzeń. Wykorzystują każdy metr wolnej przestrzeni. Wiele z nich ma też wiekową tradycję. Ale chyba cała Lizbona taka jest. Historyczna.

Wszystkie te miejsca zapamiętamy na zawsze, bo każde z nich kojarzy nam się z konkretna historią i konkretnymi ludźmi. No właśnie, teraz...


LUDZIE

Pierwsze miejsce w tej kategorii zajmuje kelnereczka (śliczna murzynka, którą nazwaliśmy po swojemu Elizką) z naszej kawiarenki Cister, w której codziennie jedliśmy śniadanie. Kawa, wyciskany sok pomarańczowy, jajecznica , tosty i do tego to co w Lizbonie je sie zawsze i o każdej porze- ambrozja smaków z francuskiego ciasta i kremu budyniowo-waniliowego. Proste i smaczne.


Na podium znajdzie się również Pani ze sklepu z pamiątkami zwana przez nas Czesią. Miła, sympatyczna i "do przodu". Kiedy z jej ust padły słowa "bjutiful boy from polonia" od razu wiedzieliśmy, ze równa z niej babka. Potem kilkakrotnie widzieliśmy ją zwiedzając miasto. U niej też kupiliśmy "krzyżowe" pamiątki do domu.


Trzecie miejsce to babcia (pseudo Wanda) w wieku grubo po 70-tce, która nie zważając na otaczający ją świat, świetnie tańczyła przy muzyce ulicznych grajków. Turyści i młodzi lizbończycy byli zachwyceni, starsi ludzie patrzyli na nią z niesmakiem (a zapewne z zazdrością!!) Aparaty i telefony poszły w ruch, wiec zapewne filmik wkrótce ktoś zamieści na yt :)

Zaraz za podium jest...sardynkowa obsługa sklepu. No ale Wanda na podium musiała być :)





Daleko poza podium są dealerzy, którzy na każdym kroku zaczepiają turystę, wyciągając z kieszeni swoje trofea. Wiedzieliśmy, że to na nas czeka, więc zaskoczenia u nas nie było. Kto chciał to korzystał, nas zwiedzanie- i nie tylko zwiedzanie- na haju nie jara (czyt, jaha!). Życie jest na tyle piękne by przeżyć je bez zamglonego spojrzenia, prawda? Przecież tego życia jest tylko "mała garść".

















SMAKI

Lizbona to miasto ciasteczka i kawy. Nasz numer jeden to deser o którym już wspominaliśmy tutaj wiele razy. Siłą tej słodkości jest bez dwóch zdań prostota. Kubki smakowe szaleją a świeżo zaparzona kawa tylko pogłębia tę rozkosz.

Numer dwa to danie równie proste co smaczne. Portugalia słynie z sardynek. Nie tych malutkich z puszki, ale ładnie i smacznie podanych. Chyba każdy kto odwiedza Lizbonę, musi spróbować.

Kolejny smak to lokalna wiśnióweczka. Jeśli chcielibyśmy opisać sposób podania i picia, to każdy czytający pomyślałby o tanim lokalu, gdzie Polaczki upijają się tak mocno, że spadają pod stolik. Tam jednak stolików nie ma. Turysta wchodzi do lokalu wielkości naszego ganku w domu, pan nalewający kładzie na barze plastikowe/szklane kieliszki  i z wielka wprawą nalewa alkohol. Obowiązkowo do kieliszka muszą wpaść dwie wisienki :)
Fajne to i radosne. Ludzie stoją przed lokalem, kostka brukowa klei się do butów (lub na odwrót) od rozlanego słodkiego alkoholu, kazdy trzyma w ręce kieliszek i toczy ze sobą trzeźwe rozmowy. Nie widzieliśmy tam, żadnego pijaczka czy lokalnego "kubusia" :) Od razu widać inną kulturę picia.

Kasztany. One skradły nasze podniebienia równie mocno co słodki deser. Pieczone na kazdym rogu ulicy. Jedliśmy je pierwszy raz. Smak nieznajomy choc podobny do czegoś. Jedynka obstawia gotowany bób, wprawiona w gotowaniu Dwójka- połaczony bób, żółty groszek i ciecierzyce.



Porto i sangriję też zaliczyliśmy. Portugalskie wina też. Owoce morza również. No ale to smaki nam już znane więc peanów pisać nie będziemy. Bo nie trzeba. Smaczne to po prostu :) a kto już napcha żołądek tymi łakociami musi zjeść ichniejszego hamburgera czyli bifana, bułka z grillowanymi kawałkami mięsa. Nic więcej. Bez żadnych dodatków i ulepszaczy. No dobra, Dwójka dolewała sobie duuuuużo majonezu :)

WIDOKI

Pewnie moglibyśmy to podciągnąć pod miejsca, ale kategoria jest inna.

Lizbona słynie z widowiskowych tarasów widokowych. Siedząc na jednym z nich termometr wskazywał...28 stopni. Dla przypomnienia data: 17 listopada :)

Wiele widoków pozostanie z nami już na zawsze. Obraz zachodzącego słońca na Placa do Comercio przy rytmach koncertu muzyków z afryki wycisnął z nas łzy szczęścia. To jeden z ładniejszych widoków miejskich ever:) choć na zdjęciu nie czuć, że foto jest zrobione w wielkim mieście :)


Widok uliczek Alfamy z jej ulicznymi graffiti oraz wiecznie wiszącym praniem. Tak zapamiętamy Lizbonę. Starsze babcie wychyląjące się z okien i wieszające pranie na balkonach.

A obok nich koty na parapecie. Nawet pranie wywieszone w wielkim mieście ma tutaj swój urok i klimat!



Widok z okien drewnianego tramwaju. Zwłaszcza widok na radosnych i uśmiechniętych ludzi. Tego w Polsce brakuje- radości i uśmiechu typowego dla południowców.


Dlatego Jedynka i Dwójka mają już bilety. Toskanio czekaj na nas w lipcu i sierpniu!! :)


                                   
                                                                                                               Obrigado !



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------