poniedziałek, 30 czerwca 2014

7. zyjemy i mamy sie swietnie

Od soboty za nami 108.2 km

niestety musielismy opuscic poki co najpiekniejsze miejsce na swiecie- Puente la Reina.



po drodze mijalismy kilkanascie malych i wiekszych wiosek ale zadne nas nie zachwycilo. Wielkim rozczarowaniem byla Estella, w ktorej postanowili spac prawie wszyscy z drogi. My ruszylismy 9 km dalej do Villamayor de Monjardin. Tam czekala na nas rodzinna alberga z uczta dla zoladka i duszy. Pani kucharka baaaardzo dobrze mowila po polsku a gospodarze przygotowali dla podroznych pyszny obiad i wieczorne czuwanie z modlitwa. Niemcy sa nami zachwyceni :) caly czas kolo nas sie kreca i podsuwaja pod nos same pysznosci mowiac DAS IS GUT :)
Droga prowadzi nas glownie prze pola zboz i plantacje winogron. Staramy sie nie zatrzymywac na postoj w duzych miastach, wyjatkiem bylo wczoraj Logrono, gdzie spalismy w zbiorowej alberdze na ponad 200 miejsc. Dziadzio z rowerem chrapal jak szalony. Dzieki Ci Panie, ze mamy ze soba stopery w uszach!! :)



Dzis zrobilismy kolejne 36 km i spimy w malej rolniczej wioseczce otoczonej polami- Azofra. Sielsko tu i anielsko. Pokoje w alberdze sa dwuosobowe, choc drzwi dziwne bo jak w westernowych saloonach. Wegrzy towarzysza nam juz trzeci dzien. Dziwni z nich ludzie. Dwoch mlodych kolesi: jedza, pala, spia razem, nawet tatuaze maja identyczne ale ida osobno. Jeden wyprzedza drugiego o kilkaset metrow. Dziwne.

Pogoda cudowna- bezchmurne niebo i zar lejacy sie z niego. W otoczeniu zboz i spalonej ziemi skwar piecze nasze ciala jeszcze bardziej.



Odciski mamy nowe, obiady jemy (Rodzice nie martwcie sie!), opalenizne lapiemy a przede wszystkim czujemy meeeeega wielka radosc, ze Jakub coraz blizej- zostalo 580km.

pozdrawiamy cieplo wszystkich.

Kazdego z osobna i wszystkich razem.

buen camino!!

piątek, 27 czerwca 2014

6. dzien zadumy nad sobą...oraz pyszności :)

...czas nie będzie na nas czekał,
więc wybaczmy sobie to, co bylo w nas złe...

niektórzy pewnie znają te słowa.  I pewnie się zastanawiacie dlaczego je piszę. Choć dzisiejsze widoki zapierają dech w piersiach, choć brak czasem słów by opisać to co widzimy, nietrudno mimo to pomyśleć o życiu.  Zwłaszcza kiedy na trasie mija się krzyż upamiętniający śmierć młodej Francuzki a na nim napis TU UKOŃCZYŁA SWOJE CAMINO, oraz grób Japonczyka, którego ciało spoczywa na leśnej polanie.




I tak sobie myślę...może nie warto wychodzic z domu bez dobrego słowa do Mamy, żony, Taty czy dziecka? Nigdy nie wiadomo czy się do domu wroci, prawda?

A teraz pora na relacje z dzisiejszego dnia.
Wyruszyliśmy po szóstej by po niecalej godzinie byc juz w Pampelunie.  Byki nas na szczęście ulicami nie goniły:) wpis do paszportu dostaliśmy na uniwersytecie:) potem zaczęła się trasa właściwa.
Idzie sobie pielgrzym polną drogą- po jednej stronie hektary zlotego zboża,  po drugiej pola slonecznikow a nad nim błękitne hiszpanskie niebo. Pieknie jest.


Po drodze wchodzi pielgrzym do wiejskiego sklepiku, wielkości naszej łazienki,  w której pani za ladą wyciska sok z pomarańczy,  które trzymała w lodówce. Pięknie jest.

Potem kupuje pielgrzym najpyszniejszy na świecie jogurt z kiwi i owoców leśnych.  I krzyczy potem pielgrzym w niebo: "pięknie jest Boże!" i obiecuje sobie nie zapomnieć jego smaku do końca swych dni.

8


Idzie potem pielgrzym i widzi innych peregrino, którzy obrywaja coś z drzewa. Podchodzi pielgrzym z Polski i widzi długie, wąskie maliny rosnące na starym drzewie. Zajada się pielgrzym i znów mówi do siebie: PIĘKNIE JEST.



Tu nawet woda do picia inaczej smakuje;) tu woda lemon daje orzezwienie, w Polsce piecze w gardła od wszystkich witamin E =)

I tak po ponad 28 km dociera pielgrzym do Puente La Reina. Idzie sobie najpiękniejszą uliczka na świecie,  siada przy stole i je najlepszy obiad w życiu:) oboje jemy paelle z owocami morza, Jedynka dostaje usmazona świnkę, Dwójka pyszną rybe, na deser lody i mus bananowy a do tego...cały dzbanek sangrii z lodem i pomarańczami. Tak dobrego wina i tak pysznie podanego nigdy nie piliśmy!!!!



A teraz siedzimy w alberge,  która niczym nie ustępuje normalnemu hotelowi. Dwuosobowe pokoje, czyste łazienki, kuchnia i suszarnia.

Aaaaaaaa!! Kolejne zdanie sponsoruje Małgorzata Rozenek:

"Kochane! Oto moja rada!! Jeśli zrobiłyscie pranie a pogoda wam nie dopisuje,  przywiescie mokre ciuchy do plecaka i spacerujcie z tym praniem przez 30 km. Ciuchy wyschna:)"

Tak właśnie susza pranie wszyscy peregrino:):):)



Do jutra!!

Buen Camino ♥♥♥



czwartek, 26 czerwca 2014

5. etap drugi z nawiązką

Pol nocy i cały poranek czekaliśmy ale nie przyszly. Zero zakwasow. Zero. Jestesmy z siebie dumni:) jazda rowerem Jedynki i codzienne marsze dwójki dobrze nas zaprawily!!


Ale od poczatku: pobudka przed szóstą by w deszczu i totalnej ciemjosci wyruszyć.  Tu dziękuję Panu Staszkowi za super płaszcz przeciwdeszczowy! 
W planach mieliśmy etap do Larasoana czyli 27, 5 km ale...zrobiliśmy dodatkowe 10 km!! Zuchy z nas:)
W końcu z Polski!!


Na trasie mega fajni ludzie! Najmilsi sa azjaci. Zwłaszcza dwoch mlodych chłopaków- nazwanych przez nas  Xao i Bao :) pozyczalismy im nóż do smarowania Nutelli która sobie kupili;) potem ile razy mijalismy ich na trasie ich małe skośne oczka sie powiększaly z radosci że nas widza i powtarzali do nas BUEN CAMINO:)


mile zaskoczenie było kiedy mijal nas młody koleś.  Oto scenka:

- dżem dobr
- o!!!!! Dzień dobry!! W końcu Polak.
- no, no. Chicago. Polska, Warszawa. Agnieszka Radwańska.  Nie znam polski, znam Polaków
Uśmiechnął sie i poszedł dalej.

Hiszpania jest meeega piękna. Wychodzi człowiek z pielgrzymiej, leśnej ścieżki wprost do malego miasteczka z brukowanymi uliczkami, białymi domami ktore toną w kwiatach i zabytkowymi budynkami z kamienia.


I w takim alberge właśnie dzis śpimy w miejscowości Atarrabia.



Budynek powstał w 1100 roku . Kiedyś byl szpitalem,  potem kościołem a teraz jest domem pielgrzyma:) starszy dziadziu,  ktory jest gospodarzem oprowadzil nas po starej części kościelnej i pokazał część noclegową. Czysto, schludnie i pięknie.  Budynek ma duszę, której nie ma w Polsce! 

A teraz pora isc spać. 

Pozdrawiamy Mamusie Natalie i Tatusiów Henia i Olusia oraz rodzenstwo i wszystkich pozostałych. 

Ja obiecałem pozdrowić Dawida, co czynię w tym momencie:) ST END!! A&F !!!

Kochamy Was wszystkich.  Razem i kazdego po kolei.♡♡♡♡

PS. Paulinka zepsuł mi sie Twój zegarek:) :)

Aaaaaaa!! Chyba zostaniemy tutaj na zawsze! ! Piszę to na wypadek gdybyśmy nie chcieli jednak wrocic:P


Kończymy teraz kolacje ( oczywiście z winem! ) i umieramy ze śmiechu...ze śmiechu hiszpanskiej barmanki;))

Buen Camino! I do jutra, o ile bedziemy miec wifi;)
Buenas noches♥♥♥

środa, 25 czerwca 2014

4. Pireneje nasze są. ..

SJPdP to kolejne malownicze miasteczko na naszej trasie.

Pierwsze kroki po wyjsciu z busa skierowalismy w kierunku starej cytadeli po odbiór credencial, czyli takiego paszportu pielgrzyma do ktorego będziemy zbierać pieczątki z naszych domów pielgrzyma. Pan w biurze był bardziej nie kumaty niż my- kali jeść i kali pić- więc radzilismy sobie na migi;)



Po zakupie butelek wody pielgrzyma i otrzymaniu niezbędnych dokumentów ruszyliśmy przed siebie. A to dzisiejsze przed siebie to 27kilometrow przez wysokie Pireneje.  Gdyby moja Madre ( madre znaczy mama, ale to pewnie wiecie:)) ) zobaczyła chmury nad górami pewnie by mi kazała wracać do domu:)! Wiem coś o tym bo przy takich chmurach okna w naszej hacjendzie (dom) są już od dawna zamknięte:)



Jakub jednak wysłuchał naszych modlitw (naprawdę się modlilismy) i z nieba nie spadła kropla deszczu, choć w wysokich partiach gór szliśmy momentami praktycznie we mgle. Takie dzieci we mgle. Pireneje pieknymi górami są. Setki koni,  owiec i krów, które same dobnas pochodziły, sprawiały że gęby nam się śmiały jak dzieciom z przedszkola na wycieczce do zoo :)



A teraz sprawa najważniejsza czyli ludzie. Na szlaku jestbprawdziwa wieża Babel. I tak juz można z daleka rozpoznac trójkę młodych wytatuowahych amerykanów, dwóch Węgrów których na własne potrzeby nazwaliśmy Piotr i Paweł:) są dwie piegowate Irlandki, są starsze babcie gadające po angielskuni jeden stary Niemiec, który chyba przeszedl już cały świat  (przynajmniej tak wygląda) :)

A teraz jesteśmy juz w...Hiszpanii :)  Roncesvallas to dom pielgrzyma mieszczacy się w starym klasztorze. Jest nas około...300 osób.



I tak w jednym skrocie:


♡ ponoć to najlepsza alberga na trasie do Jakuba
♡ nocleg 10 €
♡ obiad (zupa, kaczka plus ziemniaki,  shake jagodowy plus wieeeeeelka lampka wina) 9 €
♡ łóżka piętrowe ( Jedynka śpi na górze, Dwójka na dole)
♡ są vtez inni Polacy bo ich słychać

Reszta jutro. Teraz idziemy spać.

Buen camino.

Poooooozdrawiamy WSZYSTKICH, ,ktorzy 3maja za nas kciuki!!!

3. peregrino znaczy pielgrzym

Jesteśmy na miejscu.

Ale zacznę od początku. Poniedziałkowa noc upłynęła nam na lotnisku. Stres z dużym bagażem był ale się udało. Sam lot, choć nasz pierwszy, minął na luzie, chociaż informacja pilota o wysokości lotu trochę nas przeraziła.

Paryż powitał nas piękną pogoda. Dotarcie do centrum było latwe i bezproblemowe. Gorzej było już na miejscu:) bilet na metro- 24 euro od osoby- sprawił, że portfel wydał głośny okrzyk "ile????" :)

Potem było już lepiej. Jazda TGV na południe Francji to czysta przyjemność. Młody pan konduktor powiedział do nas coś jakby "alize" i zaprosił do środka:) Pociag sunal prawie 200 km na godz a nie było tego czuć! No i nie było stukotu kół o tory znanego z naszych kolei. Stuk, stuk, stuk. Nic!! Cisza:)

Po czterech godz jazdy stanęliśmy stopami we francuskim Bayonne. Niewielkie miasteczko ale mega urokliwe.

Jadzia, pani Halina oraz pani Basia byłyby Wniebowzięte. Tak pięknych ogrodów w życiu nie wiedziałem.  Dwójka zachwyciła się wielkimi palmami obok domów, ja zaś uroczymi okiennicami w owych domkach. Mieliśmy mały problem ze znalezieniem hotelu ale sie udało. Wygodne łózka sprawiły, że spaliśmy jak dzieci. Snu za wiele nie było,  gdyż musieliśmy rano pędzić na autobus (ciuchcia przez osuniecie się kamieni na tory nie jeździ! ). Na dworcu zaczepila mnie jakaś bezdomna proszac o datki:) kiedy odmówiłem wykrzyknela głośne VIVA LA FRANCE!! Rozumiecie to??! Żadna ładna młoda Francuzka tylko bezdomna leciala na takie ciasteczko z Polski jak ja!! No żal mi, żal :)

Po godzinie dotarliśmy do wrót niebios czyli Saint Jean Pied de Port. A potem już...



niedziela, 22 czerwca 2014

2. to nie droga jest trudnością...to trudności są drogą.

Temat posta bardzo powszechny i praktycznie aktualny dla każdego.

W życiu poza pięknymi i łatwymi chwilami, są także te trudne, ciężkie i szare...

Tradycją pielgrzymowania jest otworzyć się na Drogę i wyzbyć się balastu i niepotrzebnych emocji.

Nasza prawdziwa pielgrzymka to nie tysiąc kilometrów...

...to zaledwie 40 centymetrów. Tyle dzieli rozum od serca. 


Ponoć od Jakuba wraca się innym człowiekiem. Bez ciężaru swoich i obcych trosk.

To nasz cel.

pozdrawiamy



buen camino!!




wtorek, 17 czerwca 2014

1.trzy-dwa-jeden...start


miejsce akcji: droga do Santiago de Compostela
bohaterowie: Jedynka i Dwójka
akcja: oby wartka, bez dłużyzn jak w polskim kinie :) i z happy endem jak w amerykańskim komediach romantycznych :)

odliczanie rozpoczęte!!

Dziś tak wyjątkowo, bo w pracy, z pomocą Paulinki, Jedynce udało się zrobić odprawę lotniczą on-line. Nic to, że musiałem dzwonić na jakąś infolinię by się upewnić, że wszystko dobrze zrobiłem. Bilety mamy wydrukowane!!

Start we wtorek (24 czerwca) o świcie z Okęcia do Paryża. Potem szybkim TGV na południe Francji, tam nocleg w Bayonne i w środę rano o świcie ciuchcią do Saint Jean Pied de Port, odebranie credencial`u (paszportu pielgrzyma) i wymarsz.
Jupi!! 1000 km przed nami i w naszych nogach.

Na szczęście wszystko mamy perfekcyjnie przygotowane :)

a więc:
zajefajny plecak (z aplikacją muszelkową) i jeszcze fajniejsze buty- trekingi oraz sandały (podstawa pielgrzyma)

zaopatrzona apteczka: leki (antybiotyk, coś przeciwbólowego, środek na oparzenie, kilometry plastrów, bandaży, coś na wzmocnienie organizmów zmęczonych marszami, maść przeciwbólowa, środek na rzadką chorobę zwaną sraczką, coś na uczulenie, środki ochronne, nawet prewencyjny środek na...wszy ;p,

kosmetyków mało: szare mydło do mycia ciała i głowy. Na szczęście Jedynka i Dwójka od wielu już lat nie używają niczego innego do mycia ciała. Krem ochronny i coś na słońce z dużym filtrem. Plus kulka. Listki do prania odzieży. Zero perfum!! Mamy iść a nie pachnieć :)

I sprawa najważniejsza: dobre ciuchy. Tych ostatnich jest wyjątkowo mało :)
Zgodnie z podpowiedziami innych caminowiczów zabieramy wszystkiego bardzo mało:
2 koszulki, 2 szt gaci, 2 pary skarpetek, 2 szt spodenek, jedne spodnie przeciwdeszczowe, przeciwdeszczowa kurtka i jakaś bluza na zimne poranki. Mimo, że będzie to lipiec poranki nieraz są baaaaardzo mgliste i chłodne. Wszystkie ciuchy oddychające i dobrej jakości. Plus pieluchy tetrowe jako ręcznik i płaszcz przeciwdeszczowy (pożyczony od szefa!)

dodatkowo:  różaniec, 2 garnuszki, sztućce (ponoć produkty deficytowe w domach pielgrzymów), scyzoryk, ładowarki, śpiwory oraz dmuchane materace. Dwójka bierze kijki trekingowe. Jak nas szaleństwo najdzie to będziemy spać pod chmurą. Jak nas bestie jakieś zjedzą, szybciej trafimy do nieba :)

Ale najważniejsza jest duchowość w tym wszystkim, prawda?

Oboje postanowiliśmy, że idąc będziemy się modlić i śpiewać pieśni kościelne. Jedynka głosu nie ma, Dwójka śpiewa rewelacyjnie więc będzie śpiewać głośniej :)

Jedynka ma już kilka kamieni od rodziny i znajomych, Dwójka również posiada nie małą kupkę :)

Siostra Jedynki śmieje się z nas, że powinniśmy iść w pokutnych worach o wodzie i chlebie, niosąc ze sobą ciężki krzyż.

to chyba na tyle jeśli chodzi o pierwszy post.


Jedynka zabiera tablet i lustrzankę więc starać się będzie pisać w miarę systematycznie oraz zamieszczać urokliwe fotki.

póki co...

buen camino !!