niedziela, 19 czerwca 2016

45. Ruskij jazyk, łatwyj jazyk

16 czerwca 2016
Borjomi



Pobudkę planowaliśmy bardzo wcześnie, by udać się na dworzec kolejowy i porannym pociągiem (6:40) pojechać do Borjomi a stamtąd do Achalcyche. Niestety przeszkodzą okazała się pogoda a dokładnie nocna i poranna ogromna burza.
Plany zmieniliśmy z minuty na minute. Około 10tej marszrutką wyruszyliśmy do Borjomi. Koszt 7 lari. Deszcz nie ustępował zarówno w drodze jak i po przybyciu do uzdrowiskowego miasteczka. Własnie przez deszcz postanowiliśmy tutaj przenocować.



Nasze kroki skierowaliśmy do Hotelu Spa&Wellnes, gdzie cały dzień spędziliśmy w saunie, salonie masażu oraz na zabiegach w leczniczych wodach.

Kto nas zna, wie, że poprzednie zdanie było kompletną ściemą:D

Na dworcu zaczepiła nas starsza Pani, która za 40 lari oferowała pokój. Pani Walia (imię prawdziwe) okazała się, dużo gadającą starszą osobą. Ech!! ależ Jedynka mogła się wykazać swoim rosyjskim językiem, który w zapomnienie poszedł zaraz po maturze czyli wieki temu:) Komplementy Pani Walii w stylu "ty ocień haraszo gawarisz pa ruski" łechtały naszą prózność :)

Dostaliśmy bardzo skromny pokój. Dwa łóżka i jedno krzesło. Nic więcej. W całym domu widac było biedę właścicielki. Wprawdzie wiele rzeczy- meble czy wyposażenie łazienk,i było starych i zużytych ale czystość w domu było widać i czuć. To właśnie tutaj dostaliśmy niesamowicie czystą, białą pościel do łózek.

Po rozmówkach polsko-rosyjskich poszliśmy na rekonesans po mieście. Obiad w restauracji "2+1" był bardzo tani i smaczny. Dwójka zachwyciła się prostą sałatką łączącą zaledwie 3 składniki: kurczak, świeże ogórki starte na tarce oraz majonez. Plus przyprawy do smaku. Połączenie smaków innowacyjne ale dzięki temu bardzo na plus. Chyba tutaj była najlepsza zupa ostri. Jedynka wkuszała też ichniejszą wersję sałatki greckiej. No i gruzińskie piwo.



Kilkanaście metrów od restauracji było ujęcie leczniczej wody, którą nazwaliśmy po naszemu "wodą z jajczanem patosu". Jajczan od smaku wody po zepsutych jajkach plus skorodowanej blachy :)  a patos...hmmmm...

Miasteczko próbuje jeszcze zyć tym patosem, najlepszego uzdrowiska w byłym ZSRR. Niestety z patosu nic nie pozostało. Walące się i zrujnowane bloki, chylące sie ku ziemi stare deomy i standardowo już w Gruzji bezdomne psy. Tu ich było bardzo dużo.



Przy pobliskich straganach kupiliśmy lokalny specjał- szyszki w miodzie, który ponoć działa cuda. Tu przy okazji Jedynka pozdrawia swoją Panią doktor :) antybiotyk na kaszel nie pomógł :)
Uroczą Panią handlującą tymi specjałami była wnuczka Polki, która uciekła w powstaniu. Jej babcia nosiła nazwiska Piotrkowska i mieszkała w Warszawie.

Deszcz niestety dawał się nam we znaki, więc wróciliśmy na chwilę do naszej gospodyni. Ta opowiedziała nam historię swojego życia. Bardzo wcześnie została wdową, miała dwójkę dzieci na wychowaniu, wyszkoliła je, dzieci (nauczyciel i rentgenowiec) mieszkają w mieście a ona sama utrzymuje się z emerytury- 160 lari!! Dla porównania- jeden chleb w całej Gruzji kosztuje 1 lari. Zatem jedna nasza noc u Pani Walii, to 1/4 jej emerytury.
Zostawiliśmy jej wszystkie nasze bandaże, gaziki, tabletki przeciwbólowe, maść na stłuczenia itd. Apteczka cała została w Borjomi u babci Walii :) Kupiliśmy też kawę , ciasteczka i słodka chałkę. Bieda (bezradność?) tej Pani i Jej sąsiadów po prostu przerażała.

Widok z okna u Pani Walii na dom sąsiada.

Na mecz Polska-Niemcy nie czekaliśmy bo był o godz 23ej miejscowego czasu więc po 21 poszliśmy się kąpać. I tu niespodzianka. W domu nie ma ciepłej wody. No ale zimna woda, zdrowia doda, więc w takich nastrojach opuściliśmy łazienkę. Nie będziemy ukrywać, było nam cholernie zimno, tym bardziej, że na dworze było chłodno, a w łazience nie było szyby w okienku :)

W tle butelki, które można kupić do czerpania jajecznej wody.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz