niedziela, 19 czerwca 2016

42. Ijoł

13 czerwca 2016
Kazbegi

Wczoraj wieczór spełnił się tylko jeden cud- Polska wygrała z Irlandią. Drugi cud się ziścił dopiero w środku nocy, więc poszliśmy spać brudni. Dzięki Bogu (i Jedynce), mieliśmy ze sobą nawilżające chusteczki.



Poranek przywitał nas upałem, który wykorzystaliśmy na zrobienie przepiórek:) Po kapieli gospodarz przygotował dla nas śniadanie- chleb, jajka, miód, kawa i tradycyjnie ogórki z pomidorem.
Po posiłku udaliśmy się na ostatnią wycieczkę po uroczym miasteczku. Odwiedziliśmy trzeci monastyr (Jedynka nie weszła ze względu na krótkie spodenki!). Dwójka dostała gruziński opieprz, za kręcenie filmiku w monastyrze. Gruzini mogą to robić do woli, turystom, nie wiemy czemu, nie pozwalają.

Spacerując uliczkami, znów byliśmy zaczepiani przez taksówkarzy. Żegnając miasteczko, wypiliśmy piwo w dolnych krupówkach.

Wracając do hotelu, czekał już na nas gospodarz, by zawieźć nas do Kazbegi. Droga choć męcząca raczyła nas pięknymi widokami. Zbiornik wody Jinvoli, forteca Ananuri z XVII wieczną cerkwią pw. zaśnięcia NMP.



W dalszej trasie największe wrażenie zrobił na nas taras widokowy w Przełęczy Krzyżowej (2397m npm). Patrząc z niego, już człowiek jest gotowy umrzeć za najpiękniejszy widoki na świecie. Kierowca pokazywał nam świezy śnieg na szczytach, który Dwójka określiła cukrem pudrem na cieście Kilimandżaro :)







Po dojechaniu do stacji końcowej mieliśmy wrażenie, że znajdujemy się w serialowym Miasteczku Alaska. Samo miasteczko nie powala urokiem, znów mnóstwo bezpańskich psów i brudu na ulicach. Przywitaliśmy się z nową gospodynią- sympatyczną, biedną Panią, Pokój 40 lari za dobę. Wzięliśmy dwa noclegi. Pokoje najprostsze z możliwych, przypominac mogłyby wiejskie pokoje sprzed 40 lat.
za bałagan, przepraszamy:) byliśmy w trakcie pakowania :)

Po rozpakowaniu udaliśmy się na obiad (2x zupa ostri, pierożki i piwo) i zrobiliśmy zakupy. Domasznyje wino, chleb, owoce, woda, czekolada, ciastka i...

...guma turbo!! Pewnie Ci starsi z nas pamiętają kultową gumę turbo:)



Z okna naszego domu rozpościera się widok na Cminda Samebe, czyli ulokowany na szczycie kościółek Trójcy świętej, a za nim bajeczny widok na Kazbek (5047 m npm.), o którym krążą liczne legendy. To nieczynny wulkan, do którego według opowieści, przykuty był Prometeusz, po tym jak skradł ogień dla ludzi.

Inna gruzińska legenda mówi, że kiedy Pan Bóg rozdzielał Ziemię między poszczególne narody, zachował dla siebie najpiękniejszy kawałek. Kiedy już skończył, okazało się, że pominął Gruzinów, którzy w tym czasie pili wino za jego zdrowie. Cóż było robić - musiał im oddać swój wymarzony zakątek.



Godz 17:54. Siedzimy na rozwalających się plastikowych krzesłach, na werandzie naszego miejsca noclegu. Pijemy najpyszniejsze wino z plastikowej butelki w naszych metalowych garnuszkach. No ale...

przecież nie przyjechaliśmy tutaj dla wygody i lansu, tylko dla przygody i widoków.




-------------------

Nauka skromności:

Tak jak pisaliśmy wcześniej, czekolady są w Gruzji dużo za drogie. Przed chwilą daliśmy najmłodszemu synkowi właścicielki- chłopcu o imieniu Ijoł- czekoladę, którą zakupiliśmy na jutrzejszy wymarsz w góry. Mały pooglądał co to jest, podziękował w swoim języku i... jakkolwiek to zabrzmi, przytulił do klatki piersiowej, tak jak dzieciaki przytulają nowe pluszaki. Wzruszająca scena






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz