wtorek, 15 sierpnia 2017

57. Montepulciano




...Bóg, wino i muzyka...
czyli nasze pożegnanie z Toskanią.

Nocleg: hotel Granducato




Z Pienzy do tego uroczego miasta dostaliśmy się w kilkanaście minut. W busie były z nami tylko dwie kanapy czyli Amerykanki, co nie zwiastowało tłumów :) Montepulciano to miasto Up & Down. Ulice prowadzą w górę lub ostro w dół z centralnie usytuowanym rynkiem na wzgórzu. Właśnie na tym rynku przeżyliśmy jeden z najpiękniejszych wieczorów w Toskanii.

Hotel mimo swoich trzech gwiazdek był mocno "robotniczy". Dwójka zazwyczaj w takich nocuje, kiedy jeździ na wyjazdowe szkolenia:)

Miasto to jest kolejnym filmowym miasteczkiem. To własnie tutaj kręconą jedną ze scen do "Księżyca w nowiu" z sagi "Zmierzch". Nawet mamy zdjęcia w tym samym miejscu, w którym filmowy Edward chciał dokonać swojego wampirzego comming outu :)

Po pierwszych hotelowych rychtunkach od razu ruszyliśmy na zwiedzanie. Najszybciej zlokalizowaliśmy "E Lucevan Le Stelle", gdzie miły barman nazwany przez nas Prego* uroczył nas zimnym moscow mule i lokalnym makaronem pici w sosie pomidorowym. 

Zwiedzając miasto oczywiście zahaczyliśmy o lody (limonka z bazylią!!) i zjedliśmy przepyszną pizze w lokalu  Trattoria di Cagnano, który odwiedziliśmy w sumie trzy razy. To tutaj podają najlepsze pizze we Włoszech!!



Wieczór spędziliśmy bardzo kulturalnie słuchając orkiestry symfonicznej i przygladając się próbom o niedzielnego spektaklu. Oczywiście znów mieliśmy sporo szczęścia- miasto szykowało się do swojego święta :) Babcia- chochlik ze spektaklu, musi mieć co najmniej nominację do złotych globów w kategorii komedia- aktor drugoplanowy.

Pierwsza noc minęła spokojnie, choć krwiożerczy wampir pozostawił po sobie czerwoną plamę na pościeli. Do dziś nie wiemy czy był to zwykły komar, czy może Edwar Cullen :)

W ciągu dnia odwiedziliśmy Duomo, które w końcu było otwarte dla zwiedzających. Pizze znów zjedliśmy w naszej ukochanej restauracji, gdzie Pani Renata* (Mauer Różańska) oraz kelner Patryk*. miło połechtali nasze podniebienia i zołądki :)



Od tej chwili zaczęło się coś, co nie można nazwać inaczej jak tylko darem z niebios.

Dwójka chciała iśc do hotelu zmienić buty na bardziej popołudniowe, co tez uczyniliśmy. Wychodząc z hotelu od razu weszliśmy w środek montepulcianowej fiesty. Tak ja Toskania przywitała nas we Florencji pochodem, tak Toskania żegnała nas w Montepulciano swoimi pochodami ze sztandarami!! 


Miasteczko szykowało się do święta Bóg-Wino-Muzyka.



Do centrum miasta podprowadzili nas chłopcy z chorągwiami swoich dzielnic, by na rynku dać niesamowity pokaz swoich umiejętności!



A potem zaczęło się picie:):):):)

Kupując bilet za 12 € w formie pięcioramiennej gwiazdy, dostaliśmy kieliszek na wino i fajną zawieszkę-koszyk na tenże kieliszek. I tak to w pięciu różnych częściach miasta mogliśmy kosztować lokalne wina. Przy okazji kolejnej degustacji róg gwiazdki był odrywany przez someliera:)  kapitalnie pomyślane i świetnie zorganizowane :) Wyglądało to tak:

Jedynka z kieliszkiem na szyi


Po upiciu, tzn. wypiciu wszystkiego co się należało rozpoczął się koncert lokalnego bandu na schodach Duomo. Wokalistka i jej "rome wasn't built in a day" to hit naszego pobytu!!


tańczyliśmy pod sceną nie patrząc na opinie lokalsów i innych turystów. Zresztą po chwili dołączyli inni, w tym pani Profesor*, która śmiało dotrzymywała nam kroku :)



Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Wracając do hotelu po raz ostatni zahaczyliśmy po pizze na wynos (frutti di mare) i pożegnaliśmy się z Renatą :)

Noc miała być krótka- zaledwie 4 godziny snu, gdyż rano zmierzaliśmy już do Bolonii- miasta naszego odlotu do Polski :(

Podsumowanie

Plusy:

- festiwal
- pizza u Renaty
- moscow mule z prego kelnerem

Minusy:

- autobusy na wąskich uliczkach
- dziwne "piętrowanie" w hotelu
- okropne śniadania 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz