wtorek, 15 sierpnia 2017

55. Siena


...w mieście syna Remusa,
Rady Dziewięciu
i polskich dziewczyn na kempingu...





Nocleg: camping Coleverde

Piza pozostała już tylko wspomnieniem. Do Sieny dostaliśmy się sprawnie, mimo iż z jedną przesiadką. Na miejscu, na sieneńskim dworcu drogę wskazał nam bardzo uprzejmy młody Włoch. 
Po 15 minutach piechotą dotarliśmy do naszego...kempingu. Tak, tak!! Jedynka i Dwójka po raz pierwszy w swej podróżniczej karierze nocowała na campingu. I to aż trzy noce :)
Kemping z serii luksusowych. Są pola namiotowe, miejsca na przyczepy, wielkie wieloosobowe namioty z łózkami oraz na bungalow, w którym my spaliśmy. Fajna drewniana budka z dwoma łóżkami i łazienką. Plus lodówka i szafki. No i "ganek" i miejsce do biesiadowania przed domkiem. 

Na terenie ośrodka jest restauracja, sklep, basen i inne udogodnienia. Dojazd do centrum miasta zajmuje 5 minut. Autobus odjeżdża praktycznie spod bramy kempingu. 



Jako, że dotarliśmy późnym wieczorem, już nie wychodziliśmy "w miasto". Po kąpieli i praniu zostaliśmy poczęstowani pysznym zimnym arbuzem przez Greków, którzy zamieszkiwali bungalow obok. Grecy okazali się Holendrami, ale dla nas i tak będą Grekami, ze względu na wygląd Pana Holendra :)

W restauracji kempingowej przeżyliśmy niemały szok. A nawet dwa. Cała załoga to polskie dziewczyny, młode studentki, które dorabiają sobie w okresie letnim. Był też kelner Włoch, który mówił trochę po polsku bo "mam dziewczyna z Polski" jak nam wyjaśnił :)

Drugi szok to jedzenie. Po takim miejscu każdy turysta spodziewa się posiłku najgorszego z możliwych. A tu proszę- pysznie, niedrogo i pięknie podane. Szef kuchni- mistrz! Makarony rewelacyjne, zwłaszcza ten z łososiem no i sałatka siena :) Zwłaszcza sałatka przypominała nam kolacje z camino:)



Pierwsza noc dość konkretnie zapowiedziała co nas czeka.  Bungalowy nagrzane w ciągu dnia, w nocy zamieniały się w piekarnik a sen nie dawał żadnego wytchnienia. No ale...

Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy dość wcześnie, zanim Piazza del Campo było jeszcze puste. O Sienie mówi się, ze co trzecie drzwi prowadzą do baru, restauracji lub jakiegoś muzeum. Miasto standardowo szybko zapełniło się tłumem turystów. Różnej nacji i różnych języków. Największe tłumy gromadzą się oczywiście na Il Campo, czyli pięknym placu otoczonym ceglastymi budynkami. Taka właśnie jest cała Siena. Ceglasta i zabytkowa.






Wiedząc, że na naszym kempingu są przepyszne obiady nie zachodziliśmy do żadnej jadłodajni. Nasze jedyny posiłki w mieście ograniczały się do śniadań. Podczas pierwszego Dwójka zaliczyła na starcie wpadkę. Wylała całą kawę na stolik :) Pan kelnerobarman od razu przyniósł nową.

Miło wspominamy w tym mieście zimnego arbuza jedzonego na schodach ekskluzywnej galerii sztuki, która chwilowo miał przerwę :)

Co jeszcze zapamiętamy ze Sieny? 



nie będziemy standardowo pisać o muzeach i świątyniach, które trzeba odwiedzić. Dla nas miasta to ludzie i małe placyki tętniące życiem. To ulotne chwile, które zapamiętujemy dzięki konkretnym ludziom i zdarzeniom. Dlatego na zawsze zapamiętamy niemiecką rodzinę "van uytfank". Śmiesznie było patrzeć na nich kiedy mąż-żona-córka nie odzywali się do siebie przez cały dzień, mimo że ocierali się o siebie na dziedzińcu swoich namiotów. Smażyli sobie niemieckie kiełbaski na kuchence i jedli je z włoskim gnocchi. Oczywiście jedli w milczeniu.


Co jeszcze zapamiętamy ze Sieny? Polskie dziewczyny w restauracji. Natalia "Szpryc"* ("proszę Pana"), Elene Wieśninę* oraz brazylijską dziewczynę*

Ostatniego dnia przed nasz bungalow zawitała półkolonia w ilości 5 chłopców, 2 dziewczyny (w tym jedna ragazza ze ślicznymi lokami) oraz ich opiekun. Najzabawniejszy z nich, brudas jakich mało, od razu po przyjściu poszedł na basen. Reszta poszła pod prysznic:) 

Zapamiętamy ostatnią sobotnią kolację i przeprosiny dziewczyn za "serwis" :) będziemy pamiętać chłopaka z dworca, który pomógł nam już na starcie. Oraz babcię, która kilka dni później pomoże nam się wydostać z tego miasta :)




To w tym mieście, na centralnym placu, Jedynka płakała na widok babci z Alzheimerem, która wystraszona siedziała na wózku inwalidzkim i mocno trzymała za rękę swojego syna. Ten strach bezradności tak znany z oczu Aleksandra... Wiem Tatuś, że byłeś wtedy ze mną  :)
No i Siena to narodziny zajawek "co nic nie mówisz?", "ile masz lat?", "masz dziewczynę?" :):):) tu też były łzy, ale już inne. Łzy radości i wygłupów jak małe dzieci. 

Podsumowanie

Plusy:

- Il Campo z fontanną (o dziwo, mimo suszy, tryskała wodą!)
- sieneńska katedra i sanktuarium św. Franciszka
- kemping, o którym możemy pisac godzinami :)
- likiery i inne alkohole, które kupiliśmy sobie do domu

Minusy:

- brak wiatraka w bungalow (ale i tak było fajnie)
- za wysokie lub za niskie poręcze przed bungalowem (tylko my wiemy dlaczego!!:):):) 
- komary, do których ciężko się przyzwyczaić




* wszystkie imiona są pseudonimami na nasze potrzeby. Dzięki temu zapamiętujemy anonimowych ludzi na długie lata :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz