wtorek, 15 sierpnia 2017

52. Castelnuovo di Garfagnana

...za starą bramą worki fasoli, 
ciecierzycy i porcini...
dzwony biją co kwadrans.


nocleg: La barchetta ok

Żal było opuszczać Florencję, która prawdziwie nas oczarowała. 
Rano pędziliśmy na stazione. Po drodze zjedliśmy śniadanie w przydworcowym barze. Kawa i kanapka z szynką i bakłażanem. Dwójka zażartowała, że chleb jest tak twardy jak pośladki pana zza baru :) No i w końcu był słony chleb!!

Bilety wyjątkowo tanie, z przesiadką w Lukce (tak to się odmienia??). Jesteśmy pod wrażeniem włoskich kolei. Niby to takie nasz regio, ale wagony są bardzo komfortowe. I klimatyzowane. Dwójka zakłada nawet kurtkę podczas jazdy :)

W godzinach przedpołudniowych dotarliśmy do małego miasteczka Garfagnana. 





Małego jak główka od szpilki. Jeszcze przed dojazdem Dwójka dostaje sms z prośbą czy zalokowanie może się odbyć około godz 15tej. Czas ten wykorzystaliśmy na obiad. Oczywiście jemy makaron i pijemy dośc dobre piwo Moretti. 

Czas przy obiedzie zleciał szybko i smacznie. Udajemy się na miejsce naszego noclegu. Gospodyni okazuje się taką wariatką w stylu Baśki Kwarc i tak ją nazywamy. Dostaliśmy swój klimatyczny pokój z łazienką i kuchnią. Dwójka właśnie najmilej wspomina właśnie noclegi w tym miasteczku:)





Oto nasz pokój i wejście do komnat:)





Brązowe drzwi prowadzą do pokoju, niebieskie do kuchni. Przepraszamy za sznurek z klamerkami, no ale gdzieś trzeba było suszyć pranie:)  

Z porad Perfekcyjnej Pani Domu: 
"kochane, nigdy nie zapomnijcie spakować do swego plecaka sznurka i kilku klamerek do bielizny"

Kuchnia przydała nam się bardzo bardzo:) Korzystając z dobrodziejstw lokalnych sklepów kupowaliśmy ich największe skarby- świeże makarony, pyszne pomidory i suszone szynki i z tego czarowaliśmy swoje pyszności. Na śniadanie oczywiście polska...jajecznica :)

Obiady za 8 € były sporym odciążeniem naszego portfela! Zarówno śniadania jak i obiady w naszym wykonaniu wymagają udokumentowania fotograficznego :) oto i ono!


 







Każdemu kto zaglądnie do tej mieścinki z trzema kościołami i pięknym teatrem (!!) polecamy lodziarnię Fuori dal Centro, gdzie skosztować trzeba lody kasztanowe. W ogóle ten region słynie ze smakołyków zrobionych własnie z kasztanów. 



Odwiedzić też trzeba sklep Alimentari Poli Roberto, gdzie luksusowe wnętrze oferuje wszystkie lokalne produkty w tym kasztanowe piwo. Zimne smakuje wybornie :) W tym sklepie nawet zwykłe brzoskwinie są tak wyłożone w skrzynkach by wyglądały smacznie i dostojnie. 

Wielkim plusem Włoch są własnie takie małe sklepiki z lokalnymi produktami- szynki, sery, makarony. Na minus jest tylko bezsmakowe pieczywo :)


Dwa i pół dnia w tym miasteczku utwierdziło nas tylko w przekonaniu, że Pan Bóg siedzi nad tą mieściną z suszarką i dmucha ogromnym strumieniem ciepła. Nawet delikatny wiaterek był tu upalnie gorący. Po godzinie 21ej nadal było 28 stopni w cieniu! To było zapowiedzią dalszych nagrzewnic w innych częściach Toskanii.  

Hitem tego miasteczka był pomarańczowy drink z campari i proseco tzw. Spritz. Czy podają go w Polsce nie mamy pojęcia. Tu na każdym rogu przesiadują turyści z całego świata (Helmutów oczywiście najwięcej!) i piją ten niebiańsko chłodzący drink. Jak to w Toskanii, wszystko jest tutaj zrobione pod niemieckiego turystę. Bogaci Niemcy ściągają tutaj jak komar do turysty i jego odsłoniętych części ciała :)

Podczas jednej kolacji spotykamy młodszą wersję Eddiego Redmayne z rodziną :) Mega fajne jest tu, że starsze Panie, nazywane przez nas Mirami, spotykają się po wieczornych mszach na drinkach i tak gadają, gadają i gadają z tą swoją włoską ekspresją. 



Alora i vabene to słowa, które najczęściej słyszymy podczas takich debat:)

O dziwo nie spotkaliśmy w tym mieście żadnych Polaków. 

Miasto jest piękne, bardzo klimatyczne ale maksymalnie na dwa dni i dla kogoś kto ma samochód. 

Autobus nad jezioro/zalew Lago di Vagli, które powstało po zalaniu wioski, jeździ tylko w czwartki. A szkoda, bo jest to taka polska Solina. Miasto przed laty zostało zalane i w ten sposób powstała elektrownia wodna. 
Z ciekawostek: mieszkańcy owego miasteczka zgodzili się opuścić swe domy, pod warunkiem, że co 10 lat woda zostanie całkiem spuszczona i będą mogli odwiedzić swoje zagrody. Następna taka okoliczność przewidywana jest na 2024 rok. Kiedy to następuje tysiące turystów ściąga w to miejsce, by zobaczyć to wydarzenie.



Podsumowanie:

Plusy:

- nasz nocleg
- uroda miasteczka
- sklepy i lodziarnie
- dzwony bijące co kwadrans. Nie trzeba zegarka by wiedzieć, która jest godzina :)
- nie powinniśmy tego pisać, ale na plus uznajemy odkrycie "szpryca"



Minusy:

- miasto na jeden nocleg, nie dłużej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz