niedziela, 12 sierpnia 2018

60. Praga

Ahoy Hostel, 21-25 marca 2018




Okres przedświąteczny i przed urodzinowy Jedynki (o wiek nie pytać!) postanowiliśmy spędzić w czeskiej Pradze. Od lat słyszeliśmy różnie opinie od różnych ludzi. Jedni się zachwycali, inni twierdzili, że to nadal głęboka komuna. Postanowiliśmy to sprawdzić.

Wyjazd czterodniowy. Hostel standardowo tani i, znów się udało, blisko centrum. A dla nas centrum Pragi to Most Karola :) okres może mało wyjazdowy- było momentami zimno a smagający zimny wiatr wywoływał czerwone rumieńce na naszych policzkach :)



Na miejscu byliśmy bardzo szybko bo już kilka minut po siódmej rano. Hostel znaleźliśmy w miarę szybko- choć pomóc nam musiał policjant :) szybkie zameldowanie w recepcji i od razu wypad na miasto. Most Karola był 5 minut piechotą od naszego zakwaterowania. Pierwsze wrażenie, jeszcze z daleka, powodowało uśmiech na naszych gębach. Niby beton, niby most, niby (w tym przypadku bez niby!) sporo turystów ale odczucie nieziemskie. Sami nie wiemy co w tym moście jest takiego, że każda rzeźba, każdy posąg trzeba było obfotografować i dotknąć. Jednak sam most to tylko przedsionek do turystycznego raju. No ale o tym później :)


Napisać o Pradze, że jest ładna, to jakby nic nie napisać.


Za punkt honoru postawiliśmy sobie odnaleźć wszystkie praskie instalacje Davida Cernego. I udało nam się znaleźć prawie wszystkie (a może i wszystkie). Niestety nie ma już Maluchów spinających się na wieżę telewizyjną, choć być jeszcze powinny!!



Resztę znaleźliśmy szybko, z mniejszymi i większymi problemami. "Embrion" jest świetnie ukryty a "Wisielca", choć był widoczny z drzwi naszego hostelu, znaleźliśmy na samym końcu. O samych dziełach tego autora pisać nie będziemy, każdy kto chce wygoogluje je sobie w necie.






Czeska kuchnia jest smaczna i...tania. Tak!, wiem, dużo piszemy o kasie podczas naszych wyjazdów, ale staramy się czas spędzać tanio. Dlaczego tak robimy już pisaliśmy wielokrotnie. W każdym razie świetny obiad w "Starych Czasach" można zjeść za kilkadziesiąt złotych za dwie osoby. Knedliczki, mięso, sałatka, pyszny gulasz i oczywiście piwo. Polecamy ten lokal. Kuchnia nie jest jakoś egzotyczna dla Polaka, nie ma w ich menu w  zasadzie nic, czego Polacy by nie jedli. Inaczej niż w Portugalii, o której już dwukrotnie pisaliśmy. Jest jednak coś, po co jechaliśmy kilkanaście minut tramwajem. Tak naprawdę musieliśmy opuścić centrum miasta, by na jej obrzeżach kupić i zjeść strudel. Po ten smakołyk, w tym właśnie miejscu, przyjeżdżają ponoć turyści z całego świata. Rozkosz dla ciała i ducha- z jabłkiem, makiem i serem. Jedynka, które sera na słodko i na dodatek na ciepło nie cierpi, "zeżarła" wszystko łącznie z papierem :) O kuchni w zasadzie już tyle :)





A teraz zwiedzanie.


Standardowo szwendaliśmy się uliczkami mniejszymi i większymi. Zachodziliśmy tam gdzie każdy turysta zajść powinien. Choć miejsca z przewodników niekoniecznie nas zachwyciły. Rozczarowaniem był Zamek na Hradczanach. Oprócz Złotej Uliczki nie było tam nic fajnego. Dosłownie nic. Jedynym plusem wypadu w to miejsce było...picie czekoladowego piwa na ulicy pod samym zamkiem i pod czujnym okiem autobusu pełnym wojskowych. Nierozsądnie kupiliśmy piwo na wieczór, niestety kontrola bezpieczeństwa na zamek poważnie nas wystraszyła, więc musieliśmy opróżnić szkło :)  Za komuny śpiewano u nas "z autobusem Arabów zdradziła go..." my zaś pod autobusem pełnym żołnierzy piliśmy małe piwa z butelki. Nic to, że było cholernie zimno. Piwo było smaczne. I chyba umiliło nam zwiedzanie samego zamku. Jedni zapijają swoje smutki, my piwem uśmierzyliśmy sobie rozczarowanie Hradczanami :) jedynym jasnym punktem tego miejsca jest piękna Katedra
Świętego Wita, którą Dwójka się zachwyciła. To było malutkie światełko w tunelu rozczarowania.  Ale to nas do dalszego zwiedzania nie zraziło. 


Mała Strona w Pradze, zaraz po przejściu przez most Karola, to taki nasz turystyczny czakram. Sami nie wiemy dlaczego, ale czuliśmy się tam sielsko i anielsko. Sporo fajnych miejsc nad Wełtawą z pysznym piwem. Tam też jest magiczny Mur Lennona. Miejsce tak nieziemskie, tak kolorowe, ze aż przyprawia o zawrót głowy. By zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie trzeba się solidnie przeciskać przez tłum a nieraz solidnie odczekać w kolejce chętnych :)

Na Małej Stronie jest też kościół Praskiego Dzieciątka (Jezulatko). Tyle kiecek z całego świata jeszcze nigdy nie widzieliśmy. Figurka Jezusa dwukrotnie w roku ma zmienianą sukienkę a przykościelne muzeum, pokazuje te najpiękniejsze. Nam najbardziej podobały się kreacje z Meksyku, Korei i Polski. Mała Strona to bez wątpienia jedno z piękniejszych miejsc w naszym podróżowaniu. Trudno powiedzieć dlaczego. Można siedzieć i się zastanawiać nad odpowiedzią. Ale i tak nic sensownego się nie znajdzie. Tak po prostu jest i tyle. Niby stare budynki, placyki, parki, w sumie tak jak wszędzie ale jest tam coś czego opisać się nie da zwykłymi słowami. Jest jakiś pozytywny klimat.




W Pradze nie sposób nie być też na Placu Wacława. Plac jak plac- centrum miasta z pubami, sklepami. My akurat byliśmy w okresie przed wielkanocnym więc sporo było straganów ze świątecznymi ozdobami. Czeskie "kryształy na meblościanki" chyba znów wracają do łask, bo było ich od zatrzęsienia :)



Co jeszcze warto odwiedzić? Nam się podobał Józefów czyli dzielnica żydowska. Oczywiście omijaliśmy wszystkie markowe sklepy. Chyba nie ma projektanta i światowej marki, która tam nie ma sklepu. Dla każdego coś dobrego. Jedyny pierwiosnek z Polski w tej dzielnicy to Anja Rubik uśmiechająca się z witryn sklepowych :)



W Pradze przez małą chwilę byliśmy Fredem i Ginger a to za sprawą tańczącego domu. Być tam, obejrzeć i nie zatańczyć przez kilka sekund pod budynkiem do pamiątkowej fotki, to grzech śmiertelny :)



Ludzie.

W wypadzie do Pragi towarzyszyły nam Siostry- koleżanki z pracy Dwójki. Za miły czas razem- bardzo dziękujemy. W Pradze poznaliśmy też Anę, młodą dziewczynę z Argentyny, która robiła sobie kilkutygodniowy trip po Europie. Odwiedziła już Budapeszt, Wiedeń, teraz była w Pradze. Bardzo otwarta i sympatyczna dziewczyna. Spędziliśmy z nią jeden wieczór na szwendaniu się.
Czesi ponoć nie lubią Polaków. My tego nie odczuliśmy. Może dlatego, ze wojenne pokolenie Czechów już powoli odchodzi, a młode żyje w oparach wszędobylskiej maryśki :) a może dlatego, że kierują się zasadą "ja nie lubię" nie lubić innych? :)



Na sam koniec coś, czego nie spodziewaliśmy się, że kiedykolwiek to napiszemy. Zawsze kiedy kończymy jakikolwiek nasz wyjazd i pora wracać do domu, Dwójka powtarza "żal wracać! Jeszcze kiedyś tu wrócimy". Na te słowa Jedynka odpowiadała od lat to samo: "ja tu nie wrócę, bo jest tyle pięknych miejsc na świecie, których nie widzieliśmy". Dziś jedynka może śmiało napisać tak: Praga jest miastem, obok włoskiej Lukki, do której kiedyś wrócimy. Przynajmniej na krótki letni weekend...











Ps. a na koniec mała podpowiedź: szalom !! :):):)


2 komentarze:

  1. czy moge wam ukraść to kolorowe zdjęcie z murem? Idealne na tapete. Chyba wam troche zazdroszcze tego pozdrozowania. pozdrawiam. P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekamy na wpis o Izraelu ;) P&A 💕

    OdpowiedzUsuń